niedziela, 7 lipca 2013

W 10 dni dookoła świata; pierwsze dwa dni




Mycroft siedział w swoim biurze. Na jego środku stało wielkie, masywne biurko, za nim miękki, wygodny fotel. Na przeciwko biurka stały dwa wygodne fotele oraz stolik kawowy. Wtem zza drzwi doszły go głosy, a chwilę później usłyszał pukanie.
- Wejść! - powiedział. Drzwi otworzyły się, a do środka weszła Anthea.
- Proszę pana, przyszedł Sherlock oraz lordowie na codzienną partyjkę vista - powiedziała. Trzeba było wiedzieć, że Mycroft uwielbiał tą grę - cenił ją głównie za ciszę przy niej panującą. Od czasu do czasu nawet wygrywał. Zazwyczaj do domu przynosił tylko część wygranej - resztę przeznaczał na cele charytatywne.
- Wprowadź wszystkich - odparł. Chwilę później do pomieszczenia weszło czterech mężczyzn. Trójka starszych mężczyzn przywitała się kulturalnie, młodszy tylko burkną coś w stylu "Morning". Chwilę później do pomieszczenia weszło dwóch mężczyzn, którzy przynieśli stół do gry i fotele.
- Będziesz musiał poczekać - odezwał się Mycroft w stronę swojego brata. Ten tylko kiwnął głową. Karty zostały potasowane i rozdane.
- Słyszeli panowie, że było włamanie do trzech najpilniej strzeżonych miejsc w Londynie? - zapytał jeden z nich, łamiąc zasadę milczenia. Starszy Holmes cicho westhnął.
- Tak, sprawca został ujęty, ale daleko by nie dojechał... - powiedział drugi, gruby mężczyzna.
- Do wszystkich środków komunikacji zostały by wysłane jego zdjęcia.
- Ja jestem zdania, że spokojnie zdołałby uciec. Teraz da się objechać świat w 10 dni... - wtrącił Sherlock.
- Wątpię... - stwierdził gruby lord.
- Ja również wątpię, Sherlocku... Ja oczywiście bym tego dokonał, ale ktoś twojego pokroju z taką jak ty ilością funduszy...
- Założymy się? - zapytał urażony Sherlock. Lordowie spojrzeli na Mycrofta. Ten spoglądał na swoje karty ze znudzeniem.
- Na czym miało by to polegać?
- Wyruszymy w przeciwnych kierunkach. Ten kto w ciągu dziesięciu dni okrąży świat wygrywa. Powiedzmy... Mam w banku zdeponowane dziesięć tysięcy. Tak więc przegrany płaci wygranemu dziesięć tysięcy dolarów.
- Zgadzam się, ale każdy bierze ze sobą odobę towarzyszącą - powiedział Mycroft, odwracając głowę w kierunku Sherlocka. Ten skinął głową na znak, że się zgadza.
- Biorę Johna, a ty? - zapytał.
- Swoją żonę.
- TY masz żonę?! - wykrzyknął Sherlock.
- Złościsz się, że nie zaprosiłem cię na ślub? - zapytał Mycroft wpatrując się znowu w swoje karty.
- Skąd... - powiedział Sherlock. - 10 dni. Od północy! - wstał i wyciągnął rękę  kierunku Mycrofta. Ten też wstał. Gdy już uścisneli sobie dłonie, Sherlock wyszedł z pomieszczenia, a Mycroft wygrał dwie kolejki vista.
***
- Kochanie, wróciłem! - zawołał Mycroft. Żaden z jego znajomych nie poznał by go, gdy był w towarzystwie swojej żony. Stawał się on wtedy czuły. Odkąd się ożenił zawsze wracał do domu o dwudziestej. Dla swojej żony gotów był dać gwiazdkę z nieba. Na jej prośbę o małżeństwie wiedzieli tylko ich rodzice. W przedpokoju pojawiła się niska brunetka. Mycroft podszedł do niej i pocałował  policzek. - Jak było w pracy?
- Zatrudnili jeszcze jedną dziewczynę. Dzisiaj miała swój pierwszy dzień  w pracy. Jest bardzo miła - kobieta uśmiechnęła się do swoich wspomnień. Razem z mężem udała się do kuchni, gdzie nastawiła wodę na herbatę. - A jak u ciebie było?
- Będę musiał wyjechać... - zaczął smutno. - Ale wyjazd umili mi tak jedna pani...
- Kto? - zapytała jego żona.
- Ty! - powiedział i się uśmiechnął. Kobieta pisnęła i wpadła mu w ramiona.
- A co z kotem? A co z moją pracą?
- O nic się nie martw. Dostałaś urlop, a kot pojedzie do Ant*. Przecież wiesz, że on ją po prostu uwielbia...
- Dobrze, a jaki plan podróży?
- Wyjedziemy jutro, w 10 dni okrążymy świat... - Mycroft zaczął opowiadać o planach i o zakładzie.
***
- John! Pakuj się! - krzyczał od progu Sherlock.
- Co, czemu? Dlaczego? - pytał zaskoczony John.
- O północy mamy samolot do Stanów Zjednoczonych!
- Dlaczego? - ponowił pytanie John.
- Pakuj się, a ja w tym czasie ci opowiem...
***
- Pasażerowie samolotu Londyn - Nowy Jork proszeni są o udanie się do terminalu numer dwa. Pasażerowie samolotu... - Sherlock i John wreszcie usłyszeli upragniony komunikat. Ich samolot miał godzinne opóźnienie. Biegiem udali się do terminalu. Zostali tam poproszeni o paszport. Musieli przejść przez wykrywacz  metalu i kontrolę bagarzu. W końcu weszli na pokład.
- Witamy na pokładzie samolotu Londyn - Nowy Jork. Jest godzina 01:45. Planowany przylot: 10:30. Życzymy udanego lotu.
- Zaczynamy! - powiedział Sherlock.
***
- Kochanie! Czas wstać! Jest już szósta! - przywitała swojego męża brunetka.
- Pozwól mi jeszcze chwilę pospać... - powiedział zaspanym głosem Mycroft i odwrócił się na drugi bok.
- Mycroft! Bo spóźnimy się ma samolot! - powiedziała stanowczo kobieta. Gdy to nie poskutkowało powiedziała - przegrasz z bratem! - jednak Mycroft nadal nie wstawał. Sięgnęła więc po broń ostateczną. - Kot zepsuł twoją ulubioną parasolkę! - trzeba było bowiem wiedzieć, że Mycroft uwielbiał parasolki. Mężczyzna zerwał się byskawicznie z łóżka.
- Gdzie on jest? U Ant... Nie pamiętasz? - zapytała uśmiechając się jego żona. - Chodź na śniadanie... Zrobiłam tosty!
Podczas śniadania oboje milczeli. Mycroft ponieważ zastanawiał się czy Pudoff - jego zastępca, choć w jednej setnej wywiąże się z zadań mu powierzonych na czas jego wyjazdu. "Cóż... Należy mieć nadzieję, że nie doprowadzi do wybuchu III wojny światowej..." - pomyślał. Jego żona zastanawiała się zaś czy kotu dobrze u Ant... Po smacznym śniadaniu oboje się ubrali i wsiadli do czarneg Mercedesa z przyciemnianymi szybami.
- Puszczasz Sherlocka samego? - zapytała kobieta.
- Jedzie z Johnem - odparł Mycroft.
- Wiesz o co mi chodzi. John nie wyciągnie go z więzienia i nie będzie ci donosił gdzie on jest - powiedziała żona Mycrofta
- Lestrade nie mógł pojechać. Obiecał, że wyśle najodpowiedniejszą osobę... -odparł Holmes.
- Kto?
- Sally Donovan...
- Przecież oni się... Nieznoszą! - wykrzyknęła kobieta.
- Wiem, ale co miałem zrobić? Wysłać tego szpetnego Anger... Abder... Jak on miał? - powiedział marszcząc brwi.
- Andersona?
- Tak, tego...
- Z dwojga złego to faktycznie lepsza Donovan...  
Po około minucie dojechali na lotnisko. Od razu zostali przewiezieni do hangaru, w którym stał odrzutowiec. Weszli po schodkach na pokład. Przywitali się z kapitanem i usiedli w fotelach. Chwilę później samolot wytoczył się z hangaru i zaczął rozpędzać się, by po trzydziestu sekundach wznieść się w powietrze.
- Jest godzina 7:15, planowany przylot do Warszawy 8:10 - obwieścił głos pilota.
- Tak szybko? - zapytała kobieta.
- Tak, do Polski normalnym samolotem leci się 1,5 godziny, dwie. My jednak nie mamy lotu czarterowego, a prywatny, szybki odrzutowiec - wyjaśnił Mycroft.
- Co będziemy tam robić?
- Przylecimy na lotnisko im. Chopina, potem zwiedzimy muzeum tego muzyka. Przejdziemy się do Muzeum Powstania Warszawskiego, a na samym końcu mamy zaproszenie od premiera Polski - Donalda Tuska - na obiad. Odpowiada? - zapytał.
- Oczywiście, tylko obawiam się, że nie mam odpowiedniego ubrania... - posmutniała jego żona. Mycroft wiedział, że nie lubi chodzić po sklepach, a eleganckie ubrania wzbudzają jej wstręt tak więc zdziwił się, że porusza ten temat.
- Czemu tak uważasz? - zapytał.
- To jest premier... Wypadało by się ładnie prezentować - odpowiedziała.
- Dobrze, wejdziemy więc do sklepu po drodze i kupimy ci ubranie - przez resztę podróży rozmawiali o Polsce. Kobieta wypytywała o wszystko. Kto będzie na obiedzie, jak wypada się zachowywać. Nawet kazała Mycroftowi nauczyć ją mówić po polsku "Dzień dobry". W jej wykonaniu brzmiało to, co prawda jak "Dien dobly", ale Mycroft i tak był dumny. Kiedy dolecieli, pod samolot podjechało czarne Ferrari. Holmes kazał zatankować pilotowi i być gotowym do startu o szesnastej. Wraz z małżonką wsiadł do samochodu i udał się do Muzeum Fryderyka Chopina. Jego żona była zafascynowana pamiątkami po kompozytorze. Potem pojechali do Muzeum Powstania Warszawskiego. Na jego żonie wielkie wrażenie zrobiła ściana-serce, przy której spędzili dobre pięć minut. Przeszli się też tunelami pod muzeum i obejrzeli w samolocie film. Następnie udali się do galerii handlowej, gdzie wybrali sukienkę dla kobiety. Kilkadziesiąt minut później siedzieli już przy stole w pałacu prezydenckim. Okazało się, że para prezydencka również będzie na obiedzie. Gdy wszyscy już zasiedli do stołu, zostały podane tradycyjne polskie dania - schabowy i żurek. Między politykami nawiązała się rozmowa, również Polki oddały się konwersacji. W końcu pierwsza dama zwróciła się do angielki poprawną angielszczyzną. Zaczęły ze sobą rozmawiać. Żona Mycrofta opowiedziała o tym jak się poznali i jak się pobrali. Polki wyraziły zdziwienie, gdy dowiedziały się jaki zawód wykonuje brązowowłosa. Gdy wszyscy skończyli jeść i wstali od stołu, przenieśli się do salonu, gdzie wypili herbatę. Potem wszyscy się pożegnali, a kobiety wymieniły się numerami telefonów. Gdy Mycroft wraz z partnerką dotarli do samolotu, wsiedli do niego i polecieli do Włoch. Zatrzymali się tam w hotelu. Wieczorem wyszli na miasto. Oglądali ładnie podświetlone koloseum, spoglądali na Forum Romanum i podziwiali fontannę di Trevi. Potem wrócili do hotelu i poszli spać.
***
W tym samym czasie Sherlock wraz z Johnem wyporzyczyli auto i dojechali do granicy Stanów z Kanadą. Przesiedli się tam w pociąg i dojechali do lotniska na drugim końcu kraju. Przez całą podróż planowali co będzie dalej. Ustalili, że wsiądą teraz w samolot do Australii, do Sydney, następnie dostaną się szybkim pociągiem do stolicy, gdzie znowu wsiądą w samolot. Wylądują w Chinach, a za pięć dni będą w Afganistanie. W samolocie John przespał trzy czwarte podróży, a Sherlock z godzinę.


_________________________________
Każdy blog, to każdy :D Dzisiaj są moje urodzinki, z tej okazji notka.
Oto.... Część pierwsza pięcioczęściowej miniaturki z serii - Finite czyści dysk.
 W moim mieście był Festiwal Książki Słuchanej. Ja - z natury nielubiąca Vernego - zostałam prawie siłą zaciągnięta na czytanie tejże książki - "W 80 dni dookoła świata". Z naburmuszoną miną stałam i słuchałam. Już po pierwszych słowach wpadłam na pomysł na miniaturkę z Mycroftem w roli głównej. Wszystko co jest zawarte w niej, nie ja wyczytałam z Vernego, a brat mi opowiedział - on go lubi. Tak więc niektóre elementy mogą się nie zgadzać... Właściwie to większość. Ale będzie taki jeden... Normalnie... Jestem z niego dumna. Ale jeszcze go nie zapisałam.
Dobra... Urodzinowo Was pozdrawiam!
F.

2 komentarze:

  1. Sto lat!!! ;*
    Fajny pomysł z tą miniaturką. Lubię Mycrofta...:)
    Ogólnie notka świetna!
    Nie no nie ma to jak nie wiedzieć, że własny brat ma żonę...;)
    Moment z parasolką jest super. :D
    Jeszcze raz świetna notka.
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
  2. Życzenia złożyłam na Zagubione...
    Świetny pomysł. To jest coś tak innego, niż dotychczas. Były SMSy , a teraz tak :D
    Najbardziej mi się podobało z tą parasolką xD
    Wenki kochana, wenki !

    PS U mnie pojawiła się pierwsza miniaturka ;)
    http://zakazana-milosc-moze-byc-slodka.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń